Siedzieliśmy przy ognisku — tym samym, które jeszcze kilka dni temu było tylko pretekstem, żeby coś usmażyć. Teraz pachniało wciąż tym dymem, który kiedyś wyszedł z paczki. Smakowało dziwnie znajomo: jak wieczór, który niby był, ale nie pamiętasz szczegółów.
Rajesh spojrzał na miejsce, gdzie leżał kierowca przykryty kocem. Jego twarz była spokojna, jakby ktoś już zaprogramował jej ciszę.
– Spaliliśmy jego zioło — powiedział nagle. – Teraz czas spalić jego ciało.
Deepak zrobił minę, jakby usłyszał żart, który był jednocześnie zaproszeniem do ceremonii i do zbrodni.
– To… nielegalne, nie? – wyszeptał.
Rajesh uśmiechnął się, nie odpowiadając na prawnicze niuanse.
– Shiva nie pyta o paragrafy. Shiva pyta, czy potrafisz rozstać się z tym, co nie jest twoje.
Zrobiliśmy proste rzeczy, bo proste rzeczy bywają najtrudniejsze: znaleźliśmy bardziej suche drewno, ułożyliśmy kamienie w kręgu, zapomnieliśmy o wszystkich zasadach cywilizacji i zajęliśmy się tym, co do nas przyszło. Deepak nucił coś nie na melodię, tylko żeby wytrzymać ciszę.
Gdy ogień zaczął pożerać koc, logika odleciała w cieniu płomieni. Ciało stało się odległe jak opowieść — najpierw głos, potem obraz, w końcu popiół. Rajesh trzymał naszą małą ceremonię prostą jak łyk wody: bez modlitw, bez zbędnych słów, tylko uważność na przemijanie.
Kiedy resztki zaczęły się zwijać, Rajesh wrzucił do ognia papier z tym jednym, zmiętym listem. Płomień go przytulił i rozczytał na swoje sposoby.
Deepak zapytał cicho:
– A co z jego rodziną?
Rajesh odpowiedział tak, jak odpowiadają ludzie, którzy widzieli już coś, co nie chce się tłumaczyć:
– Nie zostawiamy jego w drodze. Dajemy mu przejażdżkę do ciszy.
Zgasiliśmy ogień chłodnym piaskiem. Został krąg popiołu i pewien zapach, który przypominał coś jak przestroga i coś jak śmiech jednocześnie. Nic dramatycznego; raczej koniec procedury, którą życie czasem odprawia samo.
Ja zapisałem:
„Spalić zioło było łatwo. Spalić historię — to dopiero praca.”
— Arun
---
Rajesh decides they must cremate the dead driver. They make a simple, quiet ceremony: wood, stones, fire. The body turns to ash; the note is fed to the flames. The act is both absurd and strangely tender — a ritual of release rather than vengeance.
