Słońce wstało wcześniej niż my. Może dlatego wyglądało na zadowolone z siebie.
Rajesh modlił się na kolanach, Deepak poił swojego kaktusa ostatnimi kroplami wody, a ja próbowałem wmówić żołądkowi, że powietrze to też jedzenie.
Z oddali dobiegł dźwięk silnika. Rajesh od razu wstał.
– Shiva przysyła posłańca – oznajmił z tą swoją pewnością, która zawsze kończy się problemem.
Deepak się uśmiechnął. – Brzmi jak anioł na motorze.
Po chwili zatrzymał się przed nami policjant. Meksykański, z wąsem dłuższym niż jego cierpliwość.
Otworzył drzwi, wysiadł i zmierzył nas spojrzeniem, które mówiło: „Nie mam pojęcia, co widzę, ale nie podoba mi się to.”
– ¿Qué están haciendo aquí? – zapytał.
Rajesh uniósł ręce jak podczas nabożeństwa.
– Meditamos para Shiva.
Policjant zmarszczył brwi.
Deepak wyciągnął w jego stronę kaktusa. – To dar przyjaźni.
Ja próbowałem ratować sytuację po angielsku:
– We are not dangerous. Just… spiritual.
Policjant spojrzał na nas, potem na Pedro Peyotla, potem znowu na nas.
Westchnął, wyjął z samochodu butelkę wody i rzucił ją w naszą stronę.
– No se mueran en mi zona, por favor.
Nie umierajcie na moim terenie, proszę.
Odjechał powoli, zostawiając za sobą kurz, echo silnika i coś, co Rajesh od razu nazwał „aurą błogosławieństwa”.
Deepak pomachał mu z wdzięcznością, trzymając kaktusa jak relikwię.
Rajesh powiedział wtedy cicho:
„Shiva objawia się nawet w tych, którzy nas nie rozumieją. Każde spotkanie jest odbiciem boskiej gry.”
Ja zapisałem w notatniku:
„Anioł w mundurze dał nam wodę. Shiva ma naprawdę dziwne poczucie humoru.”
— Arun
---
Day three in the desert. A Mexican police officer found us. Rajesh called him an angel, Deepak offered him a cactus, and I just tried to explain we weren’t dangerous. He gave us water and told us not to die on his territory. Rajesh said every meeting is part of Shiva’s divine play.
---
„Nie każdy anioł ma skrzydła. Niektórzy mają mandatnik i radio.” – Rajesh

