sobota, 18 października 2025

🌵 Dzień 6 – Noc, w której śpiewał kaktus

Szaman przyszedł po zmroku.

Nie zapukał. Po prostu stał w drzwiach, jakby wiedział, że już na niego czekamy.

Rajesh od razu się ukłonił, Deepak podał mu wodę, a ja pomyślałem, że wygląda jak duch, który zapomniał umrzeć.


Powiedział, że pustynia przemówiła.

Że przyszli trzej, którzy „słyszą inaczej”.

Rajesh oczywiście uznał to za znak.

Deepak spytał, czy pustynia wspomniała coś o Pedro.


Szaman zaprosił nas na ceremonię.

Nie było świętej pompy ani wielkich słów — tylko ognisko, piasek i noc, która oddychała razem z nami.

Kazał nam usiąść w kręgu.

Powiedział:


 – Nie jesz kaktusa. Pozwalasz mu mówić.




Rajesh zamknął oczy.

Deepak trzymał Pedro Peyotla jak relikwię.

A ja — ja po prostu siedziałem, patrząc, jak ogień drży tak, jakby śnił o świetle.


Potem stało się coś, co trudno opisać.

Ogień się nie powiększył, ale światło było wszędzie.

Piasek wydawał się oddychać, a dźwięki przestały mieć kierunek.

W pewnej chwili usłyszałem, jak Rajesh mówi cicho, jakby przez sen:


 – Nie szukaj Shivy w pustyni. Szukaj pustyni w sobie.




Nie wiem, czy to on to powiedział, czy ja to usłyszałem w sobie.

Nie wiem też, ile to trwało.

Czas w tej nocy był tylko inną formą oddechu.


Kiedy wstało słońce, szamana już nie było.

Na piasku został tylko ślad spirali, jak znak, że coś naprawdę się wydarzyło — nawet jeśli nikt by w to nie uwierzył.


Rajesh powiedział:


 – Peyotl nie pokazuje nowych rzeczy. On przypomina to, co zapomniałeś.




Deepak zasnął przy Pedro, a ja zapisałem:

„Może to nie pustynia jest święta. Może świętość to sposób, w jaki patrzysz na nią po raz drugi.”


— Arun



---




A shaman came after sunset.

He said the desert had spoken — that three men arrived who “hear differently.”

He invited us to a ceremony with peyotl.


The fire didn’t grow, but its light was everywhere.

Rajesh whispered:


 “Don’t look for Shiva in the desert. Look for the desert inside yourself.”




By morning the shaman was gone, leaving only a spiral in the sand.

Rajesh said:


 “Peyotl doesn’t show new things. It reminds you what you forgot.”




🌵 Dzień 5 – Wioska, która śniła o deszczu

Dotarliśmy do wioski, której nikt już nie szukał.

Domy wyglądały jakby pamiętały czasy, gdy wiatr miał jeszcze coś do powiedzenia.

Rajesh ogłosił, że to miejsce „Shiva wybrał na nasz odpoczynek”.

Deepak dodał, że wygląda bardziej jak miejsce, które Shiva porzucił po godzinach pracy.


Na placu siedziała kobieta w sombrero.

Spytałem o wodę.

Spojrzała na mnie tak, jakby pytałem o legendę.

– Tu nie ma wody – powiedziała. – Jest tylko pogłos po niej.


Rajesh uśmiechnął się.

– Pogłos też jest darem. Czasem to wszystko, co zostaje po bogach.


Dzieci otoczyły Deepaka, bo zauważyły jego kaktusa.

Krzyczały „¡cactus santo!” i przyniosły swoje doniczki, żeby „poznały jego rodzinę”.

Pedro Peyotl po raz pierwszy wyglądał, jakby czuł się częścią społeczeństwa.


Wieczorem zaproszono nas do ogniska.

Mieszkańcy prosili, żebyśmy „przywołali deszcz”.

Rajesh zamknął oczy, wstał i podniósł ręce do nieba.

Wszyscy zamilkli.

Powietrze pachniało kurzem i niewiarą.


Po minucie ciszy spadła jedna kropla.

Tylko jedna.

Wpadła w popiół i zniknęła.


Ludzie zaczęli szeptać.

Deepak krzyknął:


 – Shiva ma Wi-Fi nawet tu!




Rajesh otworzył oczy i powiedział:


 – Shiva nie daje deszczu. Shiva daje pragnienie, by go szukać.




Kobieta w sombrero spojrzała w niebo i się uśmiechnęła.

A ja zapisałem w notesie:

„Czasem jedna kropla wystarczy, jeśli wierzysz, że reszta już idzie.”


— Arun



---




We reached a forgotten village with dry wells and quiet eyes.

The locals said water left long ago. Rajesh smiled: “Even echoes are gifts.”


At night he raised his hands to call for rain.

Only one drop fell — small, silent, perfect.


Deepak shouted, “Shiva has Wi-Fi here too!”

And Rajesh whispered:



  “Shiva doesn’t give rain. He gives the thirst to look for it.”







🌵 Dzień 4 – Droga donikąd

Pustynia w końcu się skończyła.
A przynajmniej tak twierdził Rajesh, który od rana powtarzał, że Shiva da nam znak.
Słońce smażyło jakby miało dość ludzkości, a my staliśmy przy drodze, wystawiając kciuki jak trzy pomniki desperacji.

Deepak powiedział, że jego kciuk już się opalił na święty kolor.
Rajesh odparł, że cierpliwość to forma modlitwy.
Ja dodałem, że pragnienie to forma śmierci.

Potem zjawił się chevy w kolorze grzechu i chromu.
Z głośników płynęła ranchera, a za kierownicą siedział człowiek o twarzy, która widziała więcej piekła niż telewizja.
Zatrzymał się, otworzył drzwi i powiedział:

 – Wsiadajcie, hermanos. Na tej drodze nawet duchy się pocą.



Rajesh skinął głową z wdzięcznością, jakby właśnie objawił się sam Shiva.
Deepak zapytał, czy ma wodę.
Gangster odpowiedział:

 – Nie, ale mam tequilę. To prawie to samo, tylko szczersze.



Rajesh wypił łyk, zamknął oczy i wyszeptał:

 – To czysta forma ognia. Shiva ukrył prawdę w agawie.



Jeśli był pijany, to był to najbardziej duchowy stan upojenia, jaki widziałem.

Kierowca przyznał, że wiezie „coś delikatnego”.
Otworzył skrzynkę — a w środku obraz Matki Boskiej zrobiony z butelek po tequili.
Zamilkliśmy.
Rajesh dotknął czołem szyby, jakby oddawał pokłon bez słów.
Deepak postawił obok doniczkę z Pedro Peyotlem.
Gangster się roześmiał:

 – Widzicie? Nawet grzesznicy mają swoje świętości.



Wieczorem, gdy wysadził nas w małej wiosce, Rajesh powiedział:

 „Nie ma drogi, która prowadzi do Shivy. To Shiva prowadzi każdą drogę — nawet tę, która pachnie benzyną i tequilą.”



A ja pomyślałem, że może pierwszy raz jego wiara i mój rozsądek siedziały na tylnej kanapie tego samego świata.

— Arun


---



The three of us tried hitchhiking through the desert.
A Mexican gangster in a shiny Chevy stopped and offered tequila instead of water.
Rajesh drank, smiled, and said Shiva hid the truth in agave.

In the back of the car, we found a Virgin Mary made of tequila bottles.
The gangster laughed: “Even sinners have their saints.”

Rajesh whispered:

 “There is no road that leads to Shiva. It’s Shiva who leads every road — even the one that smells of gasoline and tequila.”





🌵 Dzień 25 – Miasteczko, które mówiło ciszą

Dojechaliśmy samochodem do pierwszego miasteczka od tygodni. Wyglądało normalnie: domy, ludzie, kurz. Ale nikt nie mówił ani słowa. Sklepika...