🌵 Bohaterowie

Trzej Hindusi, którzy uwierzyli, że Shiva wysłał im znak… i wylądowali w Meksyku.

Każdy z nich inny, ale razem tworzą świętą mieszankę wiary, absurdu i pustynnego uporu.


---

Rajesh – ten, który słyszy Shiwę nawet w radiu


Samozwańczy guru, były ogrodnik, który zbyt dosłownie potraktował słowo zielony.

Twierdzi, że Bóg przemawia do niego przez fale FM, reklamy tanich lotów i trzask otwieranej puszki coli.

Charyzmatyczny, nieobliczalny i święcie przekonany, że prowadzi ich w stronę oświecenia.


Czasem mówi rzeczy, które brzmią jak prawda.

Czasem wygląda, jakby zgubił ją po drodze — razem z biletem powrotnym i doniczką.


---


Arun – ten, który wszystko notuje


Inżynier z przeszłością i sceptyk z natury.

Nie wierzy w znaki, ale wciąż za nimi idzie, żeby udowodnić, że to przypadek.

Prowadzi dziennik ich podróży i stara się tłumaczyć cuda logiką – z różnym skutkiem.

To on próbuje zachować zdrowy rozsądek, gdy Rajesh zaczyna medytować do automatu z colą.


---


Deepak – ten, który ufa każdemu kaktusowi


Były kierowca tuk-tuka, który miał tylko zawieźć ich na lotnisko… i jakoś poleciał razem z nimi.

Dobry, naiwny, wiecznie zachwycony.

W Meksyku odnalazł nową pasję – rozmowy z roślinami.

Pierwszego kaktusa nazwał Pedro Peyotl i od tej pory traktuje go jak brata duchowego.


---


Świat przedstawiony


Ich historia toczy się na pustyni Sonory – miejscu, gdzie słońce wypala złudzenia, a każdy cień może okazać się znakiem od bogów.

To tu miesza się duchowość z absurdem, rytuał z upałem, a cisza z echem mantry.

Czasem mają wizje, czasem tylko udar słoneczny — ale kto potrafi odróżnić jedno od drugiego?


Sonora to ich klasztor, laboratorium i scena.

Wszystko, co dzieje się w tej przestrzeni, to test wiary – a może po prostu test wytrzymałości człowieka wobec samego siebie.


---



„ Nie jestem guru. Po prostu pierwszy się zgubiłem i udaję, że to część nauki.”

  — Rajesh

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

🌵 Dzień 25 – Miasteczko, które mówiło ciszą

Dojechaliśmy samochodem do pierwszego miasteczka od tygodni. Wyglądało normalnie: domy, ludzie, kurz. Ale nikt nie mówił ani słowa. Sklepika...