Pojechaliśmy dokładnie tam, gdzie wskazał jogin. W teorii.
W praktyce droga była tak prosta, że tylko my mogliśmy ją zgubić.
Słońce waliło w szybę, piasek przesuwał się jak żółta rzeka, a Rajesh powtarzał:
– Droga jest właściwa, dopóki nie próbujesz jej zrozumieć.
Auto zareagowało inaczej.
Najpierw lekkie szarpnięcie.
Potem jęk silnika.
A na końcu piękna, długa cisza, która mówiła jedno: koniec jazdy, panowie.
– Niech to szlag – westchnął Deepak, otwierając drzwi. – Pustynia nas zjadła.
Wyszliśmy. Wokół: nic.
Żadnego miasteczka. Żadnego jogina. Nawet kaktusów mało.
Rajesh rozejrzał się, jakby pustynia była mapą, którą tylko on potrafi czytać.
– To dobrze – powiedział. – Jeśli Shiva chce z tobą rozmawiać, najpierw zabiera ci transport.
Deepak zmroził wzrok.
– Ty wiesz, że to nie ma sensu?
Rajesh wzruszył ramionami.
– Sens jest dla ludzi, którzy planują. My tylko idziemy.
Wiatr wzmógł się, unosząc piasek jak kurz dawnych historii. Auto wyglądało jak relikwia po nieudanej pielgrzymce.
Usiedliśmy na ziemi.
Ja zapisałem:
„Zgubić się można tylko wtedy, gdy człowiek wciąż wierzy, że jest jakieś miejsce, do którego miał dotrzeć.”
A Rajesh dodał:
– Spokojnie. Pustynia nie zgubi tych, którzy już nie mają dokąd wrócić.
I wtedy — gdzieś daleko — coś się poruszyło.
Może miraż.
Może kierunek, który dopiero zaczyna się formować.
Nie ruszyliśmy jeszcze.
Najpierw trzeba zrozumieć, że brak drogi to też droga.
---
Their car breaks down in the middle of nowhere. Stranded, they sit in the sand while Rajesh insists this is exactly where they’re meant to be. The desert stays silent, and something moves on the horizon.
.png)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz