Rajesh siedział sam. Za oknem była noc, gęsta jak dym, który zapomniał, dokąd miał pójść. Zapalił lampę. W tej samej chwili na zewnątrz zrobiło się jasno, jakby światło nie chciało zostać w środku.
Zgasił je — i znowu noc.
Włączył — dzień.
Zgasił — noc.
Kilka razy.
Świat reagował jak lustro, które zapomniało, po której stronie jest odbicie. Wyszedł na zewnątrz. Ciemność była tak głęboka, że każdy krok wydawał się wejściem w coś nowego. Niebo milczało, piasek nie istniał. Tylko cisza, która miała kształt.
Wtedy usłyszał głosy.
Nie z daleka — z wnętrza światła, z tego samego miejsca, z którego bierze się oddech.
Szeptały coś w rytmie płomienia: nie słowa, raczej intencje. Czasem brzmiały jak modlitwa, czasem jak pytanie, którego nie potrafił zadać. Rajesh nie wiedział, czy to wiatr, czy on sam, czy Shiva rozdzielony na dźwięk i ciszę.
Z każdym oddechem głos był bliżej, aż przestał być głosem — stał się drżeniem w jego piersi. W oddali zapłonął płomień. Cichy, nieśmiały, jakby czekał na świadka.Rajesh podszedł, usiadł i wpatrywał się w niego długo, aż zapomniał, kto patrzy, a kto jest oglądany.
Ogień oddychał razem z nim.
I wtedy Rajesh zrozumiał, że to nie noc się kończy — tylko on zaczyna się budzić.
— Arun
---
Rajesh discovers that when he lights a lamp, night turns into day.
Outside, darkness becomes alive; voices whisper through the fire — not speaking, but remembering.
He walks toward a distant flame and sits before it.
The silence breath
es with him, and for a moment, he cannot tell if he is dreaming, or awakening.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz